„Czuję się smutny, ale mam się dobrze”.

Tak powiedziałby zdrowy człowiek. Chory na depresję powie, że „życie nie ma sensu”.

Małe i wielkie straty takie jak: utrata aspiracji, myślenia o sobie, utrata pracy, śmierć bliskiej osoby, porzucenie przez partnera, powodują smutek. A przeżycie smutku jest naszą naturalną, zdrową i pożyteczną reakcją. Podobnie jak z naszymi innymi uczuciami, które się pojawiają. Radość, zazdrość, wstyd, złość, jeśli pozwolimy im dojść do głosu, jeśli wybrzmią, nie przerodzą się w niszczące nas i innych reakcje.

Ze smutkiem jest podobnie jak z bólem fizycznym. Ból zawsze mówi o tym, że coś złego dzieje się z naszym organizmem. Dostajemy ostrzeżenie, że została zaburzona nasza homeostaza. Musimy wtedy zareagować, dokonać zmiany. Jeśli oparzymy rękę dotykając czegoś gorącego, natychmiast ją cofniemy. Dostaniemy informację o zagrożeniu i potrzebie zmiany. Rękę trzeba będzie obejrzeć i mniej lub bardziej opatrzyć.

Smutek zasygnalizuje nam potrzebę dokonania zmiany.

Wydaje się, że współczesny człowiek nie pyta, jak się smucić, tylko jak uniknąć smutku. A na to ostatnie pytanie odpowiedź brzmi fatalistycznie: „jest to niemożliwe”. Lepsze byłoby pytanie: jak znosić smutek bez wpadania w panikę? I tu dochodzimy do różnicy między smutkiem a depresją.

Różnicę wskaże nam odpowiedź na pytanie: „Czuję się żywy czy martwy”?

W trakcie przeżywania smutku bardzo intensywnie kontaktujemy się ze światem, swoim ciałem i uczuciami. Przeżywamy je bardzo głęboko. Pozwolenie sobie na przeżycie bólu, ratuje nas przed martwotą, jaką jest depresja. Przed stanem, w którym będziemy odcięci od siebie-swoich uczuć, pragnień i ciała, ale też od innych ludzi. Pozwalamy, by to doświadczenie zmieniało nas. Nie próbujemy cofnąć czasu, zmienić świata. Żałoba po tym, co utracone pozwala nam zostawić to i pójść dalej. Ale dopiero wtedy… Wydaje się, że postawa „nie rozumiem tego, ale przyjmuję” chroni przed depresją lub bywa krokiem ku zdrowieniu.

Jeśli smutek nie mija, a my czujemy się martwi, być może znaczy to, że jesteśmy chorzy na depresję. Być może walczymy dodatkowo z jakimiś dolegliwościami ze strony ciała, obawami o zdrowie, lękiem. Gdzieś w głębi duszy oczekujemy, że ktoś za nas coś zrobi, podejmie decyzję.

Tutaj pojawia się potrzeba terapeuty lub kogoś, kto skontaktuje nas z naszym smutkiem. Sami tego łatwo nie zrobimy, bo nauczyliśmy się przecież, jak tego smutku nie przeżywać.

Człowiek w depresji (tak jak w chorobach somatycznych) potrzebuje trzech rzeczy:

odpoczynku (czyli czasu bez obowiązków), rady i informacji innych (np. lekarza, przyjaciela, terapeuty) oraz wsparcia emocjonalnego. To pomoże mu poradzić sobie w nowych okolicznościach.

Depresja, nawet ta ciężka, wieloletnia, dobrze leczona mija i nie potrzebuje tylko jednego – samotności.

Anna Bartosiak, TPM